niedziela, 12 marca 2023

Co mi daje studencki dziennik refleksji?

 

O dydaktycznych i edukacyjnych walorach dziennika refleksji czytałem już wcześniej. I powoli się przymierzałem, żeby samodzielnie sprawdzić czy i jak to działa. Od kilku tygodni już się w tej rzeczywistości zanurzyłem. Jakie są efekty?

Po pierwsze część studentek wybrało Instagram. I z tej przyczyny lepiej poznaję to medium. Miałem konto kiedyś założone, ale wydawało mi się, że to miejsce do zamieszczania zdjęć. Słyszałem coś, gdzieś w oddali, że młodzi ludzie bardziej preferują Instagram niż Facebook. Teraz mam okazję głębiej poznać ich świat i możliwości komunikacyjne. Czytam, oglądam ich prace i sam próbuję wykorzystać nowe możliwości. Można więc na Instagramie pisać nieco więcej (ale nie za dużo), zamieszczać grafiki, dodawać filmiki. Sprawdzam czy nadaje się do spisywania refleksji. I do pracy zespołowej. 

Po drugie systematycznie widzę prace studentek, co z wykładu zapamiętały, jak rozumieją poszczególne treści, co dostrzegły a co nie, gdzie pojawiają się błędy w rozumowaniu itp. Szybka informacja zwrotna. Można oczywiście byłoby robić co tydzień testy lub quizy sprawdzające. W każdym razie są to szybsze (i chyba dla studentów przyjemniejsze, bez stresującej "spiny" - w porównaniu do testów i kolokwiów) informacje zwrotne niż w przypadku egzaminu. Bo po egzaminie to już nic nie można zrobić. Chyba, że jakiś poprawkowy. Ale przecież nie ma zajęć między egzaminem w pierwszym terminie a tym poprawkowym. I już nic nie można skorygować. Z dzienników refleksji wyczytać można więcej niż z kolokwium.  Bo nie odpowiadają dla stopni, nie próbują wpisać się w "klucz odpowiedzi". 

Po trzecie mam.... więcej pracy. Muszę co tydzień przeczytać sporo nowych wpisów, analizować je, archiwizować i przesyłać uwagi, komentarze, sugestie. Sam sobie tej pracy dołożyłem. Nie uważam za stratę, bo dziennik refleksji jest dla mnie nowością a przez to emocjonalnie angażuje. Przeciwdziała nudzie i wypaleniu zawodowemu. Mózg ludzki lubi nowości i niespodzianki. I różnorodność. Dlatego odmiana jest potrzebna nie tylko studentom lecz i wykładowcom.

Po czwarte widzę różnorodne postawy w zakresie prokrastynacji, pracy zespołowej lub prób "podwózki na cudzych plecach". Lepiej poznaję studentki. I mam możliwość interakcji online. Jeszcze za mało tej dyskusji lecz jest! Poznaję stereotypy myślenia, wyniesione ze szkoły średniej, mam możliwość modyfikowania treści na kolejnych wykładach. Dostrzegam ich trudności techniczne w edycji treści na bloggerze. Można próbować im pomóc. Jeszcze nie wiem jak. Ponawiam próby i patrzę na rezultaty. Dla mnie też jest to przygoda uczenia się.

Zadania na najbliższe tygodnie? Rozwinąć dyskusję, by się odważyły w całej grupie, np. na Teamsach, otwarcie dyskutować. Oraz jak rozwinąć pracę zespołową lub przynajmniej w małych grupach. Czyli będę zmierzał się z dwoma ważnymi kompetencjami: komunikacją i kooperacją. Czy potrafię dobrze zaprojektować przestrzeń by te kompetencje się rozwijały?

I w końcu jeszcze jedna, ważna refleksja: czuję jak zmieniam się z nauczyciela w projektanta. Nauczyciel - naucza, wykładowca - wykłada a projektant projektuje przestrzeń, w której można się uczyć. Projektant edukacji jest jak ogrodnik: przygotowuje grządkę, sieje nasiona, podlewa i czeka. Aż urośnie. Czasem jednak nasiona są słabe i nie kiełkują, czasem przychodzi przymrozek lub susza i osłabia lub niszczy rośliny. I pojawiają się pomysły jak zaprojektować przestrzeń by ni przymrozki, ni susza ni szkodniki nie osłabiły plonu. W każdym razie na owoce trzeba długo czekać. I są niepewne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

A może refleksje z dziennika refleksji?

Warsztaty edukacyjne nad Łyna. Co żyje w rzece? I jak to pokazać?   A może by tak pisać refleksje razem ze studentami? Opisywać jak powstaje...

Najczęściej czytane w ostatnim roku